czwartek, 23 lipca 2020

Długi zjazd

Dookoła dzieją się wspaniałe rzeczy – dostałem upragniony i zaskakujący prezent urodzinowy (dziękuję najpiękniej za życzenia) – ponad 10 tysięcy złotych na wydanie książki. I wszystkim Wam jestem niebywale wdzięczny, ale szczerze mówiąc, czuję się jak Andrzej Bargiel na szczycie K2. Chwila szczególna, doświadczenie szczytowe, słońce wisi nad głową, koledzy przez krótkofalówki zachęcają, żeby wyraził jakoś radość, a sportowiec pozostaje skupiony na kolejnym zadaniu, które zdecyduje o powodzeniu całej wyprawy – zjeździe na nartach ze szczytu. Przede mną taki właśnie zjazd. A właściwie trzy trudne jazdy. Dokończenie książki i wynegocjowanie wysokiej jakości wydruku, o czym mam dosyć słabe pojęcie (koszt produkcji 500 egz. wyniesie od 8 do 10 tysięcy złotych w zależności od firmy), a potem dystrybucja i promocja. Dopilnuję, aby znalazła się a Bonito, jednak mam świadomość, że samo jej pojawienie się na półkach niektórych księgarń czy w internecie – nic nie znaczy. Kurz osiada szybko, pajęczyny oplatają woluminy, kartki chłoną wilgoć, tomy pęcznieją, zdjęcia blakną, nieczytane książki umierają w ciszy, samotnie, zanim się narodzą. Dlatego proszę Was, abyście - tak jak pomogliście mi zebrać pieniądze – promowali tę pracę wśród znajomych, przyjaciół, krewnych, w swoich środowiskach, redakcjach, teatrach, gdzie się tylko da. Sam będę czynił starania, żeby zaistnieć publicznie, choć średni ze mnie aktor, wierzę jednak, że skoro dokonaliśmy wspólnie rzeczy nieoczekiwanej, bez której druk książki byłby tylko marzeniem, możemy pójść dalej i uznać ją za wspólną a sukces za zbiorowy. Tego sobie, Wam i książce „Koniec świata przy mojej ulicy” życzę. I rozpoczynam kolejną kampanię. Trzymajcie kciuki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz