wtorek, 17 listopada 2020
piątek, 13 listopada 2020
wtorek, 3 listopada 2020
Film promujący ksiązkę: "Koniec świata przy mojej ulicy"
A oto film, który nakręciliśmy z okazji promocji książki:
niedziela, 1 listopada 2020
Do Jakuba Ciećkiewicza list o jego książce "Koniec świata na mojej ulicy" (Austeria, 2020)
Michał Piętniewicz,
krytyk i poeta:
Jestem pod wielkim wrażeniem, przeczytałem, ale też z
pewnym poczuciem bezradności, bo nie mam odpowiednich narzędzi, żeby nazwać to,
co w tej prozie rzeczywiście się dzieje. Na to trzeba kogoś bardziej tęgiego
pisarsko ode mnie, bo ta proza, Twoja proza mnie przerasta... Jest w niej
przejmujące świadectwo autobiograficzne podniesione do rangi wysokiej, czy
najwyższej mitologii dzieciństwa, domu rodzinnego. Tyle w niej czystego
oddechu, jasności, pogody, humoru, dobra, a w tym wszystkim przecież śmierć,
odchodzenie, w tej czystości oddechu, który przywodzi na myśli Schulza, ale jakże
inaczej jednak to czynisz. Uniezwyklasz wszystko. I wszystko w Twojej prozie
zostaje uniezwyklone, proza, która wymyka się próbom opisu, jest wymykająca się.
Jest czystym tchnieniem literackim. Jest jednocześnie hymnem pochwalnym i
hymnem rozpaczy, jest wszystkim, czego szukałem, jest nadejściem Schulzowskiego
Mesjasza, który objawił się w Krakowie. W wizytach u profesora psychiatrii, w
galerii odmieńców, w seksualnych inicjacjach, w buncie, który nie jest buntem,
ale łagodnym i radosnym pogodzeniem się, wejściem w życie na prawach prawdziwej
młodości. Ta książka została wyśpiewana. Gdybym umiał śpiewać, razem z Tobą
zacząłbym śpiewać. Ale ten śpiew Twój do mnie dochodzi i unoszę się na jego
skrzydłach, przemierzam ulice, leczę się psychiatrycznie, zażywam pigułki i
wzbija mnie aż pod nieboskłon, mimo że jestem senny od lekowych substancji.
Chciałbym się zaprzepaścić w tym czystym tchnieniu, czystym oddechu tej prozy,
chciałbym zacząć śpiewać jak Ty. To wiatr Mesjański, Mesjasz literatury właśnie
nadszedł, czekaliśmy na jego przyjście. Twój bohater nim jest. Z pozoru
zwyczajny człowiek wyjmuje Księgę i do końca nie wiadomo, co w niej zapisuje:
czy to, co jest, czy to, czego nie ma. A jeśli było, czy było naprawdę, czy to
iluzja magika od kart, który zaprzepaścił się w swojej przepowiedni i rozwiał?
I zostało po nim tylko kabalistyczne płótno, czyste, niezapisane literami
powietrze? Bo ta proza pisząc nie pisze, tak jakby to, co zapisane, było
jednocześnie niezapisane, albo zapisane gdzieindziej, na innych kartach, w
innej Księdze, do której dostępu nie mamy, a klucz do niej ma tylko Mesjasz, który
przychodzi w "Końcu świata na mojej ulicy" jak łagodny powiew
polotnej wyobraźni, eterycznej i jednocześnie tak bardzo zakotwiczonej w ziemi,
której nigdy nie było. W ziemi, która od początku stworzenia jedynie śpiewała
swoją czystą, ziemską pieśń o nieistnieniu. Dziękuję Ci za tę książkę.