piątek, 1 maja 2020

Miara czasu


– Czas się wypełnił – mówi ksiądz – mały mężczyzna o papierowym uśmiechu i łzawiących oczach. Ksiądz wie, co mówi. Kaplica jest mała. Dwa rzędy ławek, po dwie osoby każda. W środku stoją otwarte drzwi hospicjum. Korytarzem przechodzi zmęczony umieraniem pensjonariusz, o szarej, skrzywionej twarzy, potem pielęgniarka do czytań Pisma Świętego, wreszcie dwudziestoparoletnia wolontariuszka.
Ksiądz mówi, że kochamy ludzi dopiero po śmierci. Za życia nie umiemy. Potem stawiamy im granitowe pomniki i drogie nagrobki – jakby przepraszając za skąpstwo i egoizm, za niezdolność do okazywania uczuć. Właściwie te nagrobki to takie kamienne wyrzuty sumienia.
Coś w tym jest, jeśli się głębiej zastanowić.
Ksiądz nie mówi, że życie jest jak zapach jaśminu i brzęczenie pszczoły, jak gorzkie piwo podczas ciężkiego sierpniowego upału, serwowane prosto z beczki, jak lody gałkowe po złoty dwadzieścia, albo bambino po 2,60, jak tajemnica chłodnych ścieżek nad rzeką i ostry zapach warsztatu ślusarskiego, bo po co sprawiać przykrość odchodzącym. A przecież musisz coś mieć, czegoś się chwycić, w czymś trwać, żeby spokojnie umierać, zakotwiczony w dobrej chwili.
Ksiądz nie mówi, jak żyć. Nie mówi, że człowiek, który odchodzi, pragnie okazać miłość i że trzeba ją przyjąć. Dopóki możemy wejść do ich domu, podzielić się uśmiechem, dotykiem, ciepłem. Ksiądz o tym wszystkim nie mówi, bo zwraca uwagę tylko na sprawy ostateczne. W domu śmierci mówi się o zbawieniu.
Siostra Kinga zapala 17 świec. Za zmarłych, którzy odeszli w ciągu ostatnich 3 miesięcy. Krewni stawiają na ołtarzu płonące ogarki. „Dopełnia się miara życia” – przemawia z magnetofonu Jan Paweł II. Z głębi hospicjum bije cisza. Słychać miarowy szelest kroplówek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz