Zaginiona arka -
we mgle niepamięci
płynąca przez zakola czasu
rzeką przeznaczeń
w światy i zaświaty
przez kręgi nieb i piekieł
jak raniący metal.
Ostatni przystanek -
tu kończyli wszyscy: dziadek w fotelu, ciotka na sedesie,
babcia w kuchni, wujek na wersalce, mama przy maszynie do szycia, ojciec zakopany
po uszy w łożu boleści…
mieli gipsowe, niewyraźne miny, kiedy odchodzili
znikały ich psy, koty, małpka Fago, papuga Ara, nie
wspominając o niedzielnych kogutach uśmiercanych obuchem siekiery – na rosół!
Jak żyli - odchodzili.
Bezpieczny port -
Na spotkanie z życiem wychodzili z godnością, wyprostowani, ze
skórzanymi teczkami, najważniejsze było zawinięte w pergamin drugie śniadanie.
Coś tam robili – urzędowali, przybijali, wysyłali, odbierali
wracali
bo musieli
na kolację.
Salon –
bufety zimne i gorące, wódki, wina, koniaki, ta pieczeń to
palce lizać pani doktorowo, jakie kruche mięsko, jakie ziemniaczki, widać, że bez
chemii, jaka pyszna szarlotka…
wuj grał na fortepianie marki steinway
za głośno
ale goście i tak ulatywali w siódme nieba
w mrok ogrodu
skąd w wieczornej ciszy dobiegał szelest moczu.
Ogród –
Raj babci, zagajnik dzieciństwa, pełen pachnących kwiatów i
zakazanych owoców z drzewa dobrego i złego - Nie jedz tych orzechów, bo to są
orzechy do tortu, nie zrywaj czereśni, wolę kupić na targu, a jabłka będą na
szarlotkę i nie ośmielajcie się grać w piłkę, bo podepczecie trawniki…
Izba tortur -
dorośli obserwowali nas z wysokich wieżyczek
przez wścibskie lornetki
krzyczeli przez megafony niezrozumienia
kiedyś na mikołaja zaprosili diabła
miał dwa metry wzrostu
potrząsał łańcuchem
kiedy odczytał wyrok zlałem się ze strachu
- Bydlaki, niszczarze - mamrotał sam do siebie dziadek.
………………………………………………………..
W moim domu wszyscy się ukrywali
przed czujnym okiem starców,
którzy obrywali im resztki skrzydeł,
w moim domu nie można było być szczęśliwym.