piątek, 24 kwietnia 2020

Brat w szpitalu


Mróz złapał miasto za twarz żelazną pięścią. Szedłem wśród trzaskających kałuż, w huku pękających drzew, aż do białej, ukrytej wśród śniegów kliniki, gdzie brat chorował na oko. Drzwi budynku odwaliłem stojącą w pobliżu szuflą. Żelazną kłodę odmroziłem zapalniczką. Gdy się dokopałem do wnętrza i natarłem na drzwi ramieniem, z dyżurki wybiegł mały, brodaty portier w poplamionym fartuchu. Wybałuszył ślepia i wystękał: – Co tak późno? Miał zepsute zęby. Szczególnie górna trójka wymagała naprawy.
Klinika przypominała pałac zdrowia. Tak to się wtenczas budowało: szerokie korytarze, marmurowe schody, ociekające lakierem drewniane poręcze, ogromne okna, przestronne sale. Chory w XX wieku był księciem, lekarz królem, a ordynator – cesarzem. Mojego dziadka: doktora wszech nauk medycznych, noszono na wizyty w lektyce!
Brat wyszedł właśnie z zabiegu, z zastrzykiem w oku. – Widzisz – powiedział – jakie postępy robi medycyna? Był rozczochrany, z rozwichrzoną brodą, jedno oko miał czarne, a drugie niebieskie. Rozpięty szlafrok odsłaniał kosmaty brzuch, ale najgorsze były stopy – z wielkimi, twardymi, pancerzami paznokci.
– Zapalenie stawów rzuciło mi się na oko – powiedział. – Ale już mnie stawiają na nogi.
– Przyniosłem ci gazety – sięgnąłem do torby, w porę jednak zrozumiałem, że nie o to chodziło. – Ty, kup mi lepiej krówek, pomadek, czekoladek – wyszeptał z podnieceniem.
Wokół nas chodziły młode pielęgniarki o pięknych kształtach, wymalowane i pachnące, jak kwintesencja wiosny. Ich zielone fartuchy rozchylały się, ujawniając bujność kobiecej natury. Ich twarze, pokryte prowokującymi, kolorowymi uśmiechami, kontrastowały z nastrojem zimy. Wśród nich brylował mój brat: wkładał siostrom do ust krówki, prawiąc komplementy po francusku.
– Dziwna terapia – pomyślałem, ale może źle postrzegam sprawy. Szedłem do drzwi spadając prosto w białą połać zimy. Na drzewie siedziały szkliste, zamarznięte ptaki. Z ulicy Kopernika – od Białej Chirurgii -  całą szerokością jezdni płynęła muzyka. Dzięki inwencji radnych w tym roku do pługów śnieżnych przymocowano szerokopasmowe głośniki. Grano menueta Mozarta. Odwróciłem się. Za oknami lecznicy przesuwały się roztańczone  postaci.
Ostatni raz widziałem brata tak szczęśliwym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz