sobota, 18 kwietnia 2020

Gołąb patriota


Na plac Nowy zaczęli się schodzić kupcy. Nadjeżdżali pordzewiałymi samochodami dostawczymi i skrzypiącymi, drewnianymi wózkami. Szli pieszo, dźwigając na plecach worki pełne ciuchów. Rozstawiali prowizoryczne stragany. Powoli i majestatycznie układali towary: stare, wypłowiałe sukienki, wytarte futra, kurtki z dermy, które w ich dłoniach zyskiwały nowe życie, pełne blasku, barwy i emocji. „Panie, Panowie, oto szlagiery mody wprost z Paryża!” A dookoła biły zapachy: tanich perfum, kulek antymolowych, trociczek... „Za ten obrusik, to poniżej 150 nie zejdę, pani kochana”….
Z dachów skapywała złota poświata poranka. Gołębie miały przytroczone do pazurów jasne smugi światła i zaciągały je po całym targowisku. Szyby płonęły w oranżowych odblaskach wschodzącego słońca. Światło było miękkie i ciepłe, jakby czekało na Mistrza Jacques’a Doisneau.
Znajomi sprzedawcy przynieśli mi kawę latte z pobliskiej kawiarni Les Couleurs, która reklamuje się tak: „Evivva la France!... czyli Paryż na krakowskim Kazimierzu. Miło posiedzieć na kanapach i popijając kawę z wysokiej szklanki, pogapić się na ściany wyklejane francuskimi plakatami z dawnych lat”. Ten, kto to pisał, nie wie nic o Serge’u Gainsbourgu, Brelu, Brassensie, Leo Ferré, których zdjęciami wytapetowany jest paryski lokal, ale co z tego? Pamiętam, piłem tu absynt ze starym poetą, który tłumaczył tragiczne Dzieje Tristana i Izoldy. A teraz idę w kierunku mostu podgórskiego, gdzie z dumą i bez lęku pozuje wielki gołąb. Słońce bije po skosie. Za plecami gra ślepiec na keyboardzie. Pan Starowicz otwiera ze skrzypieniem rolet wytwórnię cukierniczą. Zaczyna się dzień. W Krakowie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz