(Agacie Wawryszczuk)
Gęsty wiatr o długich siwych włosach wywiał przechodniów ze
Stolarskiej na płytę Małego Rynku, gdzie walcząc ze wzbierającą falą nawałnicy porywającą kapelusze,
wywijającą parasole i targającą
czupryny, wpadłem na Agnieszkę. Szła w towarzystwie dwóch ciemno ubranych
kobiet, których twarze pokrywała biała szminka. Gdy zawołałem, odwróciła się stale
idąc, złamana w pół pod naporem wiatru, i wtedy, zobaczyłem blady uśmiech. Zauważyłem, że w ciągu
ostatnich lat zrobiła się jakby mniejsza, jej wielkie, brązowe oczy zmalały do
rozmiaru migdałów, schudła, ale uśmiech pozostał ten sam – dziewczęcy.
Wyczytałem z niego, że mi wybaczyła.
Jesienny wiatr wzdymał płaszcze i porywał torby. Dwie
kobiety wciągały Agnieszkę coraz głębiej w noc, szum wichury wciąż przerywał
rozmowę.
– Czy jesteś szczęśliwy? – zapytała.
Przez chwilę poczułem się nieswojo. – Widziałem Twoje
zdjęcia, dobrze fotografujesz – odpowiedziałem.
– Mam mnóstwo wystaw na całym świecie, właśnie wróciłam z...
Pomachała ręką i zniknęła w ciemnościach. Przed oczami
przesunęły mi się obrazy, które utrwalała. Opuszczona fabryka lalek, leżące obok
siebie martwe główki, zdezelowane przedmioty: świat w stanie letargu,
odroczonej śmierci, upadku, entropii... w przededniu innego życia, które
pojawia się niewyraźnie i chociaż ewidentnie jest, wcale nie obiecuje szczęścia.
Wiatr wepchnął mnie gwałtownym porywem w ulicę św. Tomasza i
popychał aż do winiarni La Petite Francaise, gdzie było już wielu biesiadników.
Jedni kroili sery, inni otwierali flaszki wina, jeszcze inni popijali
czekoladę. Zasiadłem przy zupie cebulowej i czekałem, aż namokną grzanki, gdy
nagle zobaczyłem, że do szyby zbliżył twarz mały chłopiec. W jasnym trenczu,
materiałowych spodniach i tandetnych brązowych butach - kogoś mi bardzo
przypominał. Wybiegłem na ulicę i trzasnąłem portret. Było w nim coś z dawnych emocji,
które czasami budzą mnie o świcie i zmuszają do dalszego życia... Może
chłopiec był mną sprzed pół wieku?
Tymczasem wspomnienia związane z Agnieszką wracały falami.
Musiała przejść długą drogę do podszewki nocy. W samotności. Ze starą kamerą
w drżących dłoniach, która ją prowadziła w dalekie przestrzenie, automatycznie
zapisując kolejne stadia oderwania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz