piątek, 3 kwietnia 2020

Memento mori (Fragment opowieści)


Krótki sen. Lekcja fizyki. Ćwiczenia z naczyń połączonych. W jednym słupku skondensowano: ubóstwo, samotność, wyrzeczenie. Co pozostało w słupku drugim?
- Kontemplacja jest oglądaniem Boga, widzeniem wieczności - mówią Konstytucje Kamedułów Góry Koronnej. To szczególny dar widzenia, szczególny stan... Ale o tym w pustelni w ogóle się nie rozmawia.
Łagodny, monotonny głos uderza o ściany celi. Siedzimy w domku, w którym za dwumetrowym murem Ojciec Marian spędził lat 50. W zupełnej ciszy. W idealnym milczeniu. 

- Podobno niektórzy doznawali Boga. Ale czy były to stany mistyczne, czy tylko chorobowe? – pytam prowokacyjnie. Po twarzy pustelnika przebiega lekki uśmiech. 
- Ekstaza budzi jeszcze większe wątpliwości - kojarzy się z urojeniem…
Przez chwilę przyglądam mu się uważniej: biała tunika, wielka siwa broda, lekko zamglone, niebieskawe oczy, łagodność ruchów, powściągliwość. Milczymy przez godzinę.
- To czego doświadczyłem - mówi nagle, jakby pod przymusem - nie było złudzeniem, choć te doznania obywają się bez słów - przez natchnienia. - Za każdym razem towarzyszyła mi trzeźwość myśli, skupiona uwaga, koncentracja na uzyskanej odpowiedzi. W końcu jej wypełnienie się w moim życiu. I przeżywałem wielkie poruszenie, radość - że jest Bóg, zachwyt - bo można się nim fascynować przez całą wieczność. Później przychodzi oświecenie. Możliwość podglądania życia przyszłego... Ale o tym nie będę opowiadał.
Na twarzy starca pojawia się zmęczenie. Od dawna nie wypowiedział tylu słów. Wszystko spisał. Gruby, czarny notatnik, leżący na biurku, zostanie odczytany po jego śmierci. Los świadectwa leży w rękach przeora. Dlaczego? - Medytujemy dla Boga nie dla sławy.
Podchodzi do okna. Przez dłuższą chwilę trwa w skupieniu. - To się zdarzyło zaledwie kilka razy - opowiada. - Po raz pierwszy po 5 latach pobytu w pustelni, potem po latach 15, 20. I wystarczy. Takie doznania można rozpamiętywać aż do śmierci. Co po nich pozostaje? - Zgoda na cierpienie.
Na parapecie okna usiadł ptak. Długi, wąski dziób stuka w cienką szybkę. Drobimy chleb, podajemy mu z dłoni okruszyny. Widać, że jest zadomowiony w eremie. Ptak - przyjaciel pustelnika. 

- Jeżeli przyjmiesz cierpienie, będzie dla ciebie darem, jeśli odrzucisz - piekłem... Innego piekła nie ma. Wszyscy zmartwychwstaniemy. Wszyscy będziemy szczęśliwi, chociaż nie każdy w takim samym stopniu. Ale tam nikt, nikomu, niczego nie zazdrości. Chwila zadumy. - Więc jeśli Bóg coś daje, to cierpienie.
Dzwon wzywa braci na modlitwy. Idziemy wąską uliczką w strefie ciszy. Z ogródków wychodzą zatopieni w rozmyślaniach eremici. Ojciec Marian bierze mnie pod rękę. Słyszę cichy głos płynący spod kaptura. - Moje życie się wypełniło. Czekam na śmierć. Na największe szczęście.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz