I
Na dworcu w Lipsku 
pod dachami ze światła i metalu
w furkocie skrzydeł, w dygocie szyn, wijących się w rytm
muzyki Bacha i poezji Heinego spotykam dziewczynę podobną do M… 
Długa igła miękko wchodzi w serce. 
(Smukłą sylwetkę spowija ciemny płaszcz  Karla Lagerfelda.
Czarny kapelusz  fedora przecina gęste,
złote  pukle. Kobieta  jest lekko odchylona w tył.  W dłoni trzyma różę. Jej okulary odbijają
światła odjeżdżających pociągów).
Kim jestem na dworcu w Lipsku 23 grudnia 2019 o godzinie 20.
z wymiętym biletem w dłoni 
na stacji przesiadkowej życia
zewnętrznie tylko podobny do Jakuba C., który ostatnio, kiedy go
widziałem, krążył w płaszczu złudzeń po peronach nadziei. 
Chciałem być  świetlikiem i szeptem.
budować mosty z babiego lata.
gasić ogień na skrzydłach motyli.
grać muzykę na strunach wzruszenia.
Płaci się życiem  za takie marzenia…
II
Na szklany dach opada złoty pył. Z
głośników płynie Pasja według Mateusza. 
Do kubła śmieci wkłada pysk zbłąkany
pies. Żre hamburgera z majonezem… W oczach psa czai się lęk. Pies jest na
dworcu auslenderem.
Idę po torach prosto w śnieg
w złoty tunel zimy. 
W parę. 
W mgłę. 
W pustkę.
Za mało Bacha, za dużo Hessego.
III
Zimny wiatr podrywa widmowe podciągi.
Wywożą pasażerów z dawnych czasów.
Wracają z przedświątecznej wizyty w
najlepszym ze światów.
Mają ciężkie, martwe spojrzenia. 
Rozsypują się. 
Już ich nie ma. 
Dudnią tory. Składy zmiata para. 
***
W poczekalni wiszą smutne oczy. Przegrane.
Pozbawione złudzeń. Martwe.
Poniżej stoi stół przecięty piłą w skos:
przecięte kieliszki, przecięte sztućce, przecięte serwetki, przecięte krzesła, przecięty
dywan. 
Serce enerdowca,  przecięte na pół, dymi rozpaczą nad murami
wstydu... 
A ja? Kim jestem, gdy wypisuję na serwetkach Leipzig
hbf słowa bez pokrycia?
Kupuję kiełbaskę. Zanurzam mięso w musztardzie, mielę zębami, połykam.
Kupuję kiełbaskę. Zanurzam mięso w musztardzie, mielę zębami, połykam.
Na dworcu w Lipsku wyciągam dłoń,
która trafia w pustkę.
IV
Gasną światła. 
Zegar powoli mieli przyszłość. 
Nad przezroczystym dachem wibrują
srebrne punkty.
Dziewczyna podobna do M wraca z
chłopcem do miasta. Terkocą kółka, szumią paski na tablicy odjazdów. Z kościoła
płynie pieśń chóralna. 
Cały dworzec zastyga w letargu.
V
Nad ranem idą tłumem do kolejki s-banu.
Marszowym krokiem, pojedynczo,
osobno,  samotnie,
ze słuchawkami na uszach, z workami
na plecach, z szarym świtem w ustach.
Idą tworzyć tanie produkty.
Klaus Bauman zaprojektuje dziś tramwaje
z tektury, które korporacja sprzeda do Turkmenii. W nagrodę otrzyma złoty zegarek
IWC. I premię.
Ksiądz wraca chyłkiem na parafię. Tej
nocy nie odprawił brewiarza. W dłoniach jak Komunię niesie ciepło kobiety.
Grzech miłości nie jest przecież grzechem. Ksiądz będzie dzisiaj surowo
spowiadał.
Senny student czyta „Uległość” Houellebecqa.
Żebrak idzie się ogrzać, bo noc w
bramie chłodna. 
Prostytutka przelicza drobne na kawę
i wódkę.
Zawiadowca magiczną latarką
prześwietla podróżnych.
– Bez podświadomości – mruczy sarkastycznie. 
Diagnoza? 
–
Depresja. Lęk i pustka. 
VI
Na antypodach szaman odprawia
rytuał. 
W dłoni ma biały kwiat Jakruny. 
Siada nagi przy ogniu. Śni wschodzącą
Ziemię. 
Blisko Boga, gwiazd, drzew i zwierząt.
Kasa na dworcu otwarta 
ale zabrakło biletów.
Wracam z psem do hotelu, nie ma
żadnej nadziei. 
VII
Lepiziger Volkszeitung: „25 grudnia, o godzinie 5.30 na dworcu w
Lipsku narodził się  nowy konsument…” 
Opada skóra świata. Zostały neony,
komórki i słuchawki na uszy.
Za trzy miesiące wybuchnie pandemia.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz