Po obejrzeniu filmu "Cały ten zgiełk".
Stary poeta wspomina kobiety, które uwiódł na długiej drodze
swej twórczości:
licealistki: wpisami
do sztambucha,
studentki: sokiem z metafor usta - usta,
nauczycielki, co „przerabiały” wiersze tarką ciała,
zakurzone bibliotekarki pomiędzy regałami pożądania,
poetki przynoszące do oceny utwory pachnące zielenią…
czytelniczki, jak rajskie jabłonki - po targach, jesienią,
wczasowiczki z domów pracy twórczej – senne i znudzone,
recenzentki, które chciały głębiej, mądrzej… aż do jąder,
reżyserki kręcące filmy o poecie - latawice,
dziennikarki z redakcji kulturalnych - nie dziewice,
aktorki czytające wiersze - ekscentryczki,
piosenkarki, skrzypaczki, wiolonczelistki… utwór ma przecież rytm muzyczny,
wszystkie, które były gotowe rozebrać poetę z poezji, mniej
i bardziej niewinne, uwiedzione i uwodzicielskie, najczęściej zamężne.
Po drodze przydarzyła się i żona, dzieci, jak kolorowe zdjęcia
które z latami blakły nabierając sepii, czerni, bieli…
…………………………………………………………………….
– Wy macie Jego twórczość – krzyczy zrozpaczona kobieta - a ja tylko jego!
Ludzie biją brawo. I trochą się śmieją.
Wieczór autorski nabiera rumieńców…
…………………………………………………………………….
Poeta jest zmiennokrwisty, łatwostygnący,
pożera, pisze, idzie dalej.
Pragnie kurwy, ale żeni się z kurą domową.
Narcyz z siatką na motyle.
Motyl.
Wydrążony pień drzewa, z którego strzelają zielone gałązki…
Poeta stojący nad grobem wspomina chwile, kiedy rodziły się jego
wiersze:
z napięcia w powietrzu,
z tańca brzóz, z wiosennej kałuży, z arii świerszcza, z przelotu
ptaków pod zimnym płaszczem nieba szklistego jak butelka,
ze wschodu słońca, pokrytego miedzią,
z zapachu kawy, z oddechu kobiety…
……………………………………………………………………..
…z bólu, cierpienia, upokorzenia, poczucia nicości i
bezradności, z bezsiły, kiedy leżał
pijany w sztok w burdelu, naćpany, śmierdzący, myślał już tylko żeby odebrać
sobie życie…
…………………………………………………………………….
W tamtych czasach, kiedy brał pióro do ręki, otwierało się
niebo.
Bóg wysypywał gwiazdy na mleczną kartkę, która była
nieskończonością pełną tańczących aniołów i płonących galaktyk. Był dzieckiem
kosmosu, unosił się w drżącym elektrycznością powietrzu, przezwyciężając prawo
grawitacji, rozkwitał zielenią, albo żółcią, jak kameleon, umiał dyrygować orkiestrą uczuć, wzruszać,
bawić, a wszystko było takie świeże, odkrywcze, jak pierwszy pocałunek, podmuch
majowego wiatru, zimny dotyk nieba.
Z czasem Dajmonion się zestarzał, ogłuchł na lewe ucho, zapominał,
co ma suflować. Poeta - odcięty od źródła, jak huba od drzewa, z Pigmaliona
przeistoczył się w nieudacznika, który nie potrafi przybić gwoździa…
Coraz bardziej drażniły jego wady i ograniczenia.
Poeta bez poezji był nie do zniesienia.
Nie miał erekcji, płacił za seks honorariami autorskimi
tanim prostytutkom….
Bywało, że jeszcze zaiskrzył jak stygnący wulkan. (Rozpamiętywał takie
chwile przed zaśnięciem.)
Ale staczał się po równi pochyłej w niszę ciszy.
Poeta podsumowuje swoje życie:
11 tomików. Przekłady na 5 języków.
Nagroda międzynarodowa. Płyną słowa...
Wywiady w telewizji, splendory i zaszczyty,
sława, czytelnicy - czy będą pomniki?
Na starość siedzi w wózku inwalidzkim. Czas zmienić
pieluchę, umyć dupę. I po wszystkim!
Kim był poeta?
- Sekcja zwłok przeprowadzona w szpitalu nie wykazała niczego szczególnego, poza ciężkim
wyniszczeniem organizmu. Żadnej duszy, drugiego serca, gruczołu poezji – wyjaśnia
grabarz.
Nasuwa to hipotezę, że poeta oszukiwał. Udawał kogoś, kim w
rzeczywistości nie był. Przez lata woził się na żonie, dzieciach, wykorzystywał
sekretarki, dziennikarki, wydawczynie…
Kolegium noblowskie nie potwierdziło jego geniuszu.
Znany profesor nazwał go twórcą… drugorzędnym.
Był pasażerem w podróży donikąd. Fajnym kolesiem. Bawidamkiem.
Żartownisiem. Towarzyszem biesiady, zwanej życiem – zawsze na kredyt, na cudzy
koszt. Jakoś tam będzie.
Owszem, potrafił opowiadać, a nawet skupiać uwagę, ale trzeba
przyznać, że innym wychodziło lepiej. Zostawali politykami, papieżami,
adwokatami… Zostawiali po sobie coś ważnego.
Poeta pozostawił długi, okaleczone dzieci i jedną metaforę,
która weszła na trwałe do języka polskiego.
Teraz przez puste oczodoły ogląda cmentarz od spodu. Słucha
ruchu ziemi, szumu dżżownic, odgłosu spadających liści, nie czeka na sąd, bo
sąd się już odbył. Skazano go na karę główną. Wiecznego zapomnienia.
Kim był artysta?
- Znałem go... był czułym instrumentem aniołów. Słyszał szum
kosmosu, mowę gwiazd, czuł bursztynowy zapach łąki, woń deszczu, widział obrazy
tak wyraźnie jak trójwymiarowe filmy, obezwładniał
słowem, gestem i dotykiem. Było w nim coś szamańskiego…
Musiał zdobywać świat, uwodzić czytelników. To było jego
życie.
Zwykle chodził po zielonych ścieżkach w gaju liryki. Czegoś tam szukał, czasem zgubił, ale był prawdziwy.
Inni zostali politykami, papieżami i adwokatami, ale kłamali,
mataczyli, a wojskowi wywołali konflikty.
Ludzie płakali. Lała się krew. Tężała ziemia.
Poeta przez całe życie poszukiwał piękna. Tym, którzy czytali jego wiersze rosły skrzydła.
Znany krytyk nazwał go twórcą… wybitnym.
Kilka jego wierszy przejdzie do historii…
Teraz przez puste oczodoły ogląda cmentarz od spodu. Słucha
ruchu ziemi, szumu dżżownic, odgłosu spadających liści i kasztanów,
pogrzebowych pieśni, konduktów wiozących nieboraków nad brzeg Styksu. Nie czeka
na sąd, bo sądu nie będzie. Jedną nogą
na ziemi, drugą nogą w niebie. Jak to poeta.
„…Idźże teraz do gotowalni modnej damy i powiedz jej, że chociażby się na cal
grubo malowała, przecież się takiej fizjognomii doczeka...” – z drwiną mówi Hamlet
wrzucając do grobu czaszkę Yorica.
– Dobranoc Książę, po tobie również niewiele zostanie – nieokreślony
smutek i poezja. Czy warto było ulegać histerii?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz