Wszystko wokoło znieruchomiało, stężało, zakrzepło. Hejnał
zamarł. Puls miasta ustał. Zegar stanął w miejscu. Ulice pobrązowiały od spadającego błota,
to nie był deszcz, ale fala tsunami, która zastygła znienacka, jak wielka kurtyna. A ja szedłem,
zawieszony we mgle, mijałem most i schodziłem na bulwary, gdzie Wisła wzdęła się od wiatru jak wielki
żaglowiec. W oddali widziałem holowniki otoczone gładkimi płaszczyznami wody,
nad którymi unosiły się wielkie, tekturowe mewy. Cały Kraków odpływał w nieznane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz