środa, 4 marca 2020

Ślusarz – złodziej (13)



Tuż nad rzeką, jak rogatka przy naszej ulicy, wyrastał żółty "dworek" pana Banacha. Banach był rzemieślnikiem i… złodziejem. Za dnia, w czarnych okularach ślepca i skórzanych nagolennikach spawacza sypał wokoło naręczami iskier. Nocami wyprawiał się do miasta na włam, albo wędrował z drewnianym wózkiem na budowę pobliskiego domu, skąd wracał obładowany cegłami. Dzięki temu w ciągu kilku miesięcy wystawił pięterko.
Kiedy miałem 5 albo 7 lat zamknąłem się w łazience. Babcia waliła pięściami w drzwi i wołała: – Tylko nie wyrzucaj klucza! Zawołano Banacha. Szarpał się z zamkiem, używając pordzewiałych wytrychów. Po chwili nastąpił huk i buchnął dym, z którego wyłoniła się nieogolona twarz rzemieślnika.
Banach wyciągnął naprzód żylastą rękę i krzyknął: – Co zrobiłeś, gówniarzu! Wyglądał jak wyliniały wilk z paszczą popsutych zębów. Z jego ust wydobywał się acetylen. W rzeczywistości był robotem zesłanym na Ziemię przez inną, znacznie doskonalszą cywilizację, ale się popsuł!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz