czwartek, 19 marca 2020

Pamiętnik pisany na pogorzelisku (24)


Pierwsza umarła prababcia – dama w białym czepku na głowie.
Leżąc w łóżku, wycinała z tektury figurki powstańców styczniowych. Wracali spod Kobylanki, ranni, podparci na szablach, sztucerach, okrwawieni, wchodzili prosto do naszego ogrodu…
Druga umarła ciotka Hela. Hazardzistka, zawsze z papierosem w ustach. Paliła damskie: wąskie, kobiece, w szklanej lufce z brązową watką pośrodku. Kaszlała. Rak płuc udusił ją flegmą.
Trzeci odszedł Sewerynek. Miał 7 lat. Leżał w jadalni, w sosnowej trumnie, ubrany jak do komunii, ze świecą w dłoniach. Ale na twarzy pozostał różowy.
Czwarty zmarł Józio. Miał 9 lat. Coś mu się stało w głowę.
Piąty Stefan. Wpadł pod samochód. Kilka lat leżał pod kroplówką bez świadomości, że coś go ominęło.
Szósta odeszła babcia. W toalecie. Musiałem otworzyć drzwi kilofem. W drodze do nieba towarzyszył jej porcelanowy piesek.
Wuj Janek przewrócił się na nartach, leżał w śniegu, aż dostał wylewu. Znaleźli go, odratowali, zdawało się że wracał… – Ten dom to umieralnia – wyjąkała ciotka.
Dziewiąta odeszła mama, zaraz po gosposi. Odpłynęła do nieba w ukochanym fotelu. Jej twarz była popielata jak maska. Oczy wpadnięte w głąb, wypełnione śmiercią. Śmierć matki okalecza.
Ojciec zasnął w przeciągu. Miał lat 94.
Dziadkowi biskup przepowiedział życie wieczne. A jednak…
Teraz jest cisza. Dom trwa w półistnieniu. Wiatr wyje na strychu. Tańczą okna. Zza ściany słychać kaszel brata. Historia zakończona. Wszystko przeminęło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz